Słowacy się spisali - mimo gróźb pod adresem rachmistrzów
SU natomiast powoływał się na przyjętą przed trzema laty ustawę o spisie powszechnym i porównywał sytuację na Słowacji m.in. z Republiką Czeską, gdzie do formularza wpisuje się np. imię i nazwisko. Mimo to obawy o brak anonimowości udzieliły się obywatelom i wielu Słowaków niechętnie przyjmowało roznoszących formularze rachmistrzów, inni zaś nie naklejali otrzymanych identyfikatorów. Zdarzyły się też fizyczne ataki na przedstawicieli SU.
Największe trudności ze spisem miała Bratysława. Z pracy na największym blokowisku stolicy, w dzielnicy Petrżalka, zrezygnowała ponad setka rachmistrzów, gdyż bezpośrednio spotkali się z groźbami i agresywną reakcją mieszkańców. Ich frustrację pogłębiał sposób rozliczenia za pracę, gdyż SU płacił od sztuki tylko za wypełnione formularze. Inny problem pojawił się w miejscowościach, gdzie żyje duża mniejszość romska. W mieście Martin, na północy Słowacji, mimo dużego zainteresowania pracą przy spisie, nikt nie chciał pójść rozdawać formularzy Romom. Ostatecznie spis przeprowadzili pracownicy urzędu miasta.
Niechęć obywateli wynikała m.in. z powodów historycznych: na Słowacji spis powszechny wykorzystywany był przez obce władze przeciwko Słowakom, a w czasach komunizmu - przeciw zamieszkującym Słowację mniejszościom. Wyniki wcześniejszych spisów uważane są za zmanipulowane. Szefowa Urzędu Statystycznego Słowacji Ludmila Benkoviczova zapewnia jednak, że mimo utrudnień spis przebiegał "płynnie".
PAP, arb